Sunday, November 18, 2007

Party time - piątek, 16 listopada



































Imprezka była wyśmienita, towarzysto doborowe, humory dopisały! Z szowinistycznych żartów Basi uśmialiśmy się do łez, niektóre teksty na dobre zagościły w naszym subtelnym słowniku (np.: znam tego skurwysyna) Po zakrapianej kolacji ruszyliśmy na podbój miasta. Jako pierwsze zaszczytu ugoszczenia nas dostąpiły stare dechy Zachara. Znajomy zapach chloru, potu i piwa uderzył przy wejściu z siłą tsunami. W środku jak zwykle tłumy, na parkiecie i przy barze ścisk... Walnęliśmy dwie rundki wkoło (Aga zdążyła nawet walnąć piwko) i postanowiliśmy szukać wrażeń gdzie indziej. Kolejny cel - Havana club. Krótkie negocjacje, demonstracja siły (brawo Paweł) i bramkarz wpuszcza nas za połowę ceny. (Gdyby był poliglotą, oddałby nawet to, na moją uprzejmą prośbę: "oddaj kasę chuju") Chłopcy w windzie znaleźli kompromisowe rozwiązanie, bramkarz odda cały utarg i za to nie dostanie wpier... I wilk syty i owca cała;)
Muzyka latino porwała nas na chwilę na parkiet ale szybko postanowiliśmy iść dalej... Piwko w pośpiechu i coraz weselsi suniemy ulicami tętniącej metropolii. Po drodze naszą uwagę przykłuł roznegliżowany tłum pod Scotmanem. Tam nawet nie próbowali egzekwować jakiejkolwiek opłaty za wstęp (pewnie mieli cynk z Havana) Tamteż zostaliśmy, dopóki nie zaczęli zamiatać. Ludzi było sporo, muzyka na żywo na dole i fajna disco-łupanka u góry. Piwko za piwkiem... (barman z tego co pamiętam był niczego sobie i nie protestował, jak cykałam mu fotki) Paweł kroki dreptanego przeplatał z susami między nogi tańczących zbierając walające się po podłodze szklanki i teraz nie wiem, czy to skrzywienia zawodowe czy zaglądał laskom pod spódniczki;-D W drodze powrotnej Krzyśka dopadł przemarznięty sprzedawca kwiatów i już nie odpuścił... Gonił go nawet po tym, jak sprzedał mu różyczkę za cenę trzech bukietów. Krzysiek ma jednak dłuższe nogi i zdołał zgubić trop. Dopadł mnie z rózą w zębach a jak odmówiłam przyjęcia (za cholerę nie mogę sobie przypomnieć, z jakiego powodu) - wciskał ją przestraszonemu facetowi przechodzącemu obok. Innego faceta trzepnął lekuchno za zbytnie mną zainteresowanie (chyba mam wyrzuty sumienia bo majaczy mi się jakaś prowokacja) Naprawdę świetnie się bawiliśmy, wszak nie ważne gdzie ale z kim!!! Z tego miejsca chciałabym podziękować moim przyjaciołom:
- za to, że są
- za to, że opowiadają takie kawały
- za to, że mogę się z nimi śmiać do łez
- i upić nieprzyzwoicie
- i przeklinać siarczyście
- i szaleć do rana
- i grać w scrable (wkrótce)
i tak w ogóle...
I przepraszam bardzo Agusię za to, że w pijackim amoku ubzdurałam sobie, że posiała mój aparat i z uporem maniaka trułam jej, żeby pomogła mi go szukać, czym doprowadziłam ją do szału!!!
Sylwia J

No comments: