Muzyka latino porwała nas na chwilę na parkiet ale szybko postanowiliśmy iść dalej... Piwko w pośpiechu i coraz weselsi suniemy ulicami tętniącej metropolii. Po drodze naszą uwagę przykłuł roznegliżowany tłum pod Scotmanem. Tam nawet nie próbowali egzekwować jakiejkolwiek opłaty za wstęp (pewnie mieli cynk z Havana) Tamteż zostaliśmy, dopóki nie zaczęli zamiatać. Ludzi było sporo, muzyka na żywo na dole i fajna disco-łupanka u góry. Piwko za piwkiem... (barman z tego co pamiętam był niczego sobie i nie protestował, jak cykałam mu fotki) Paweł kroki dreptanego przeplatał z susami między nogi tańczących zbierając walające się po podłodze szklanki i teraz nie wiem, czy to skrzywienia zawodowe czy zaglądał laskom pod spódniczki;-D W drodze powrotnej Krzyśka dopadł przemarznięty sprzedawca kwiatów i już nie odpuścił... Gonił go nawet po tym, jak sprzedał mu różyczkę za cenę trzech bukietów. Krzysiek ma jednak dłuższe nogi i zdołał zgubić trop. Dopadł mnie z rózą w zębach a jak odmówiłam przyjęcia (za cholerę nie mogę sobie przypomnieć, z jakiego powodu) - wciskał ją przestraszonemu facetowi przechodzącemu obok. Innego faceta trzepnął lekuchno za zbytnie mną zainteresowanie (chyba mam wyrzuty sumienia bo majaczy mi się jakaś prowokacja) Naprawdę świetnie się bawiliśmy, wszak nie ważne gdzie ale z kim!!! Z tego miejsca chciałabym podziękować moim przyjaciołom:
- za to, że są
- za to, że opowiadają takie kawały
- za to, że mogę się z nimi śmiać do łez
- i upić nieprzyzwoicie
- i przeklinać siarczyście
- i szaleć do rana
- i grać w scrable (wkrótce)
i tak w ogóle...
I przepraszam bardzo Agusię za to, że w pijackim amoku ubzdurałam sobie, że posiała mój aparat i z uporem maniaka trułam jej, żeby pomogła mi go szukać, czym doprowadziłam ją do szału!!!
Sylwia J
No comments:
Post a Comment